+1
Yossarian 7 marca 2018 20:29
Image

Image

Image

Image



Korzystając z 18h na Oahu do przenudzenia pierwszym porannym autobusem 19 z lotniska kieruje się w stronę centrum Honolulu. Przed 6 jestem zameldowany po lekkim zamieszaniu: ale jak to rezerwacja była od 11.03 i została skasowana. Hm, ale check out jest o 12. Przez te 6 godzin mam czas na doładowanie (dosłownie) baterii, prysznic i zaplanowanie przez wifi dzisiejszego dnia. Hotele najczęściej służą do czegoś innego ale podczas tego wyjazdu jakoś nie udaje mi się skorzystać z tej podstawowej funkcji. Przed 10 oddaje klucz do pokoju ze świeżą pościelą i wychodzę.



Ponieważ hotelowe tosty nie pomagają w regeneracji decyduję się na Kalua Burger w barze obok Waikiki Beach Hostel. 7 USD za mocno przeciętną bułkę przypominającą tę z sieciowej restauracji pod złotymi łukami i ledwo rozmrożony pulled pork. Trudno. Będę dążył do znalezienia ideału.



Potem rzut oka na `kultowo-legendarno-epickie` (jak Rydwany Ognia) miejsce, tj. Waikiki Beach, przy której część hoteli pamięta czasy świetności Elvisa Presleya i można ruszać dalej.



Autobus 22 zabiera mnie i pięćdziesięcioro Chińczyków na plażę Hanauma. Kolejne `must see`. Widząc kolejkę do kasy (wstęp na plażę płatny 7,5 USD) zastanawiam się co poszło tutaj nie tak. Może to wina typowo surferskiej pogody albo poczucie najważniejszej części podróży zna mną.
By pomóc odbudować morale kolejny wybór pada na Makapuu. Klify, wieloryby (bo sezon), widok na plażę i dużo mniej przypadkowych osób. Na przystanku zaczepia mnie Stephan. Surfer, snowboarder, paraglajdziarz (?) i pilot wycieczek z Montrealu. Proponuje wspólne dojście do latarni ścieżką. Doskonały wybór. Po drodze trzy pory roku ale dwukilometrowa trasa z gatunku asfaltowych, raczej dla niewymagających. A potem powrót do Honolulu autobusem 57 przez środek wyspy już tylko z miejscowymi.
Ostatni rzut oka na Waikiki i znowu pod bramkami. 10 do SFO, UA396. Miejsce 3L przy oknie.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Lądujemy 30min przed czasem. Po debiucie w C (jeszcze raz bardzo dziękuję @huba1huba) i pierwszych kilku godzinach w pozycji leżącej w trakcie tej podróży chce od razu wydostać się z lotniska.
Pogoda ma na ten temat inne zdanie. Ściana deszczu bez perspektyw na poprawę. Mimo wszystko czekam do 6 rano i kieruje się na stację kolei Bart. Bilet w jedną stronę 9,65 USD ale przecież ‘if ou are going to San Francisco...'
Przed zupełnym przemoknięciem ratuje żółte chińskie ponczo. O ile Alcatraz mniej lub bardziej przypominał siebie kształtem to Golden Gate stał się niemal niewidzialny.
2,5h do następnego lotu. UA759 do Seattle

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Seattle. Podoba mi się tu.
Pogoda wzięła przykład z San Francisco ale i tak coś mnie tutaj fascynuje i podnosi poziom endorfin. Bezsenność w Seattle nabiera tutaj innego znaczenia w kontekście ostatnich 6 dni.
Okolice Pike Street komercyjna ale dalej graffiti, alternatywa. Małe sklepy z winylami, bary z kraftowym piwem. Czuć atmosferę ważnego miejsca na kulturalnej mapie Ameryki. Lokalizacja do chłonięcia tego miejsca z mojego pierwszego, oficjalnego, pełnowymiarowego noclegu czyli Green Tortoise Hostel jest pod tym względem nie do przebicia.
Wcześniej po dotarciu z lotniska linia Link Light (3 USD) idę ze stacji University Street w kierunku Space Needle. W końcu musi tu gdzieś być. Wyobrażenie o nim mam takie, że ten najbardziej charakterystyczny obiekt miasta widać z każdej jego części. Błąd. Kierując się na północ 1st street dopiero po ok. 15-20 min pojawia się. Jest. Hmm. No jest. Zastanawiam się jakie mieszkańcy mają opinie o swoim symbolu. Słowa 'mający już swoje lata' są dla mnie mocno eufemistyczne.
Nie szkodzi. W okolicy Space Needle mam i tak swoja 'bucket list'. Idąc śladami @tom971 nie uda mi się zobaczyć żadnego meczu NBA więc tylko podchodzę pod Key Arena czyli halę gdzie rozgrywała do 2008 r. swoje mecze drużyna Seattle SuperSonics. W hołdzie (tym razem nie w chłodzie) m.in. Garremu Paytonowi, Shawnowi Kempowi i Detlefowi Schrepfowi spędzam chwilę przypominając sobie finały z Chicago Bulls w 1996.

Image

Image

Image

Image

Wieczorny check in w hostelu, regeneracyjny prysznic i... jeszcze jest coś do zrobienia dzisiaj w bezsennym Seattle.



Muzyczna scena Seattle. Jimmi Hendrix, Alice in Chains, Nirvana, Pearl Jam, Mother Love Bone, Soundgarden i inni. Szkoda nie wykorzystać okazji by chociaż na chwilę nie cofnąć się do emocji 13-latka we flaneli.
Szukałem czegoś przed wyjazdem na tę okazję. Legendarny The Off Ramp (obecnie przemalowany na El Corazon) serwował zbyt mocne dźwięki, nawet jak na moje odporne na hałas uszy, przyhostelowy The Show Box z kolei niewzbudzającego we mnie emocji Corneliusa.
Dlatego wygrywa opcja Son Lux w klubie Neumos przy Pike Street. Pod hostel podjeżdża Harmanjit z Ubera w błyszczącej Hondzie C-RV i wiezie mnie za 7,6 USD na miejsce.
Na scenie support australijskiej Gordi. Synthpopowe dźwięki robią na mnie na tyle dobre wrażenie, że chętnie do nich wrócę. Widownia z gatunku ‘+23’, podrygująca lub zupełnie nie zainteresowana wydarzeniem.
W przerwie zaglądam do knajpy znajdującej się w tym samym kompleksie. Biorę do spróbowania ipy Deschutes i Evo po 7 USD. Niezłe ale niektóre rodzime rzemieślnicze produkcje o niebo lepsze.
Wracam pod scenę na gwiazdę wieczoru. Tłum gęstnieje i czuć nastrój wyczekiwania. W końcu pojawiają się i dają solidny występ. Młodzież w ekstazie, dlatego kontrolnie sprawdzam czy artyści nie są ich równolatkami. Nie, rocznikowo 79 i 87. Szacunek.

Image

Image

Image



Wracam do hostelu szybkim krokiem mijając zauważalnych w całym mieście bezdomnych i kładę się spać ok. 1. Budzę się bez nastawiania zegarka po 5 godzinach.
Dzisiaj czas na moje muzyczne reminiscencje.
Lekko mży, to dobry znak. Na początek wspomniany The Off Ramp czyli mekka ludzi z flanelą we krwi. W latach 90-tych zaczynali tu najwięksi: Pearl Jam (jeszcze wtedy występujący jako Mookie Blaylock), Nirvana, Alice in Chains. Okolica trochę zapomniana.
Potem autobusem 8 (2,75 USD) i spacerem w kierunku dzielnicy Denny Blaine. Zupełnie inna zabudowa, sielska atmosfera przedmieść. Celem jest Park Viretta, gdzie jak wieść niesie lubił siadać na swojej ławce Kurt Cobain. Do momentu gdy przy 151 Lake Washington Blvd strzelił sobie w głowę.
Tego domu już nie ma, na jego miejscu stoi inny. Cześć miasta wyraźnie luksusowa. Nowopowstające domy kwalifikują się do nominacji za architektoniczna Bryłę Roku. Prosta forma z zewnątrz, beton i szkło. Bez przepychu dla postronnych. Ostatnie spojrzenie na Lake Washington i wracam 'dwójką' do hostelu.
Sprawy organizacyjne i wychodzę. Zaczyna się przejaśniać.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



-----------------



DY7132 do Londynu. Welcome on board.

Image



Z lotu do zapamiętania jedynie zimowe widoki Kanady, bo większość trasy przesypiam.



Lądujemy z minimalnym opóźnieniem więc na przystanek National Express wpadam w ostatniej chwili. Szybki transfer z Gatwick na dworzec Victoria. Tu, z powodu porannych londyńskich korków, mam tylko 15min na przesiadkę do Luton. Pomimo tego udaje się jednak zamienić kilka zdań z dawno niewidzianym kumplem (dzięki R.).



I ostatni, 16 lot W6 1306 do Warszawy. Myślałem, że lotniczo nic ciekawego już nie wydarzy się, a tymczasem spotkał mnie debiut na pokładzie A321 węgierskiego przewoźnika.



Dotarłem prawie do celu. Ostatni etap to taksówka do domu i po 7 dniach i 13 godzinach domykam pętlę.



Wszystko ułożyło się znakomicie, bez opóźnień i nieprzewidzianych sytuacji, co nie było takie jasne na początku. Wyjazd pod tym względem obarczony był sporym ryzykiem ale udało się nie zostać na końcu świata z pytaniem: co dalej. Starałem się maksymalnie wykorzystać każdą chwilę podróży ale wbrew pozorom miałem też czas na, w moim pojęciu, nic nie robienie. Takie własne optimum. Zmęczenie w normie, teoretycznie (gdybym nie zaplanował jeszcze trzech dni na regenerację) to czułbym się na silach żeby jutro pójść do pracy. A kręgosłup? Kręgosłup nie ma nic przeciwko kolejnemu lotowi. Obawiając się awersji do powietrznego środka transportu na jutrzejszą podróż do Wrocławia wcześniej wybrałem Pendolino. Szkoda.



Dziękuję tym, którzy ze mną wytrzymali do końca. Relacja ewoluowała, z posta na post pisało mi się lepiej. Pewnie to kwestia wprawy ale myślę, że również intensywnych bodźców, które do mnie docierały.



Do końca nierozwiązany został problem zdjęć, które ostatecznie wrzucałem tylko z telefonu. Miałem że sobą lustrzankę i laptopa ale przy tak krótkim wyjeździe to było dla mnie za dużo. Może przy następnym RTW ;) Jest szansa, ze uzupełnię wpisy o kilka zdjęć (np. z Indonezji) ale reszta pozostanie bez zmian, bo to zapis tego co działo się w mojej głowie przez ten tydzień.



Wielkie dzięki dla tych, którzy zainspirowali mnie do tej głupoty, dla tych których spotkałem na swojej drodze, a także podziękowania lajkującym i komentującym. Świadomość, że ktoś to czyta działała motywująco. Poza tym obiecuję więcej i częściej komentować relacje na żywo innych bo wiem jak trudne logistycznie jest to przedsięwzięcie :)



I na końcu specjalne podziękowania dla mojej żony za ten tydzień 'wolnego', bo zajmowanie się córka przez ten czas było moim zdaniem dużo trudniejsze niż jakieś tam 8-dniowe RTW.



Podsumowanie kosztów będzie jak trochę się ogarnę powyjazdowo, jeżeli macie jakieś pytania to chętnie odpowiem.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image



Uzupełniając statystyki 8-dniowego RTW: 16 lotów, 39.096 km, 50,5 h w powietrzu. Do tego trzy godziny na promach, i po kilka w autobusach i pociągach. Najnowszy samolot na trasie to kilkumiesięczny B787 Norwegiana (SEA-LGW), najstarszy 24-latek A320 United (SFO-SEA).



A koszty?
Najwięcej oczywiście zapłaciłem za bilety, przy czym nie korzystałem z błędów taryfowych i nie wykorzystywałem mil (poza sprezentowanym upgreadem na trasie HNL-SFO), a ze względu na zbliżone ceny OTA do oficjalnych stron przewoźników wybierałem (poza trasą DXB-BAH-BOM) bezpieczniejsze rozwiązanie. Do tego wizy, transport "naziemny" i cała reszta.



Zatem po kolei:



bilety lotnicze:
KTW-DWC 250 zł
DXB-BAH-BOM 400 zł
BOM-SIN-PVG 800 zł
PVG-GUM-HNL-SFO-SEA (IH) 1.230 zł
SEA-LGW 560 zł
LTN-WAW 75 zł



transport:
Dubaj - autobus+metro: lotnisko-Burj Khalifa 20 AED
Dubaj - Blacklane: Armani Hotel (Burj Khalifa)-DXB 10,65 USD
Bahrajn - autobus: lotnisko-centrum 0,3 BHD OW
Singapur - autobus+metro: lotnisko-Tanah Merah metro-Tanah Merah ferry terminal-centrum 2 SGD za przejazd
Singapur-Bintam-Singapur - prom 70 SGD RT
Singapur - Blacklane: Marina Bay Sands Hotel-SIN 23,73 USD
Szanghaj - Maglev: lotnisko-centrum-lotnisko 80 CNY RT
Oahu - bilet jednodniowy na autobusy po wyspie 5,5 USD
San Francisco - pociąg: lotnisko-centrum 9,65 USD OW
Seattle - pociąg: lotnisko-centrum 3 USD OW
Seattle - Uber: Green Tortoise Hostel-Neumos 7,6 USD
Seattle - autobus po mieście: 2*2,75 USD
Londyn - autobus Easybus: LGW-dworzec Victoria-LTN 2+2 GBP



wizy, z niezbędnych to:
Bahrajn - 5 BHD
Indie - 51,25 USD (dwie osobne rezerwacje DXB-BAH-BOM i BOM-SIN-PVG, dlatego musiałem przejść kontrolę paszportową, odebrać bagaż oraz odprawić się na kolejny lot)
a jak ktoś nie ma to USA 600 zł :P



"noclegi":
Chelan Hostel Szanghaj - 134 CNY
Waikiki Beachside Hostel Honolulu - 37,81 USD
Green Tortoise Hostel Seattle - 34,68 USD



najtańszy obiad w China Town w Singapurze 3 SGD, najdroższy burger na lotnisku w Seattle 16 USD (doskonały)



inne:
prysznic na lotnisku w BOM 550 INR
bilet na koncert w Seattle 22,66 USD
rzeźba z Kosrae 30 USD



P.S.
Na koniec poprawiłem kilka zauważonych literówek, błędów i nieścisłości oraz uzupełniłem relację o brakujące zdjęcia. I to... naprawdę koniec ;)

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (51)

gaszpar 7 marca 2018 21:06 Odpowiedz
Szacun za traskę! Świeżo wróciliśmy z RTW i podziwiam złożenie a jeszcze bardziej będę podziwiał ukońćzenie! :)
grzegorz84 7 marca 2018 21:22 Odpowiedz
Trzymam kciuki żebyś przeżył!
przemos74 7 marca 2018 22:18 Odpowiedz
Doskonała trasa! Ty wrócisz, a ja będę na początku swojej relacji z hopperem w roli głównej, ale w drugą stronę ;) dzisiaj kupiłem ostatnie z 20 paru lotów ;)
abelincoln 9 marca 2018 18:06 Odpowiedz
Chyba zdjęcia nie nadążają za Twoją wyprawą...
przemos74 10 marca 2018 00:43 Odpowiedz
Przede wszystkim za mało zdjęć! ;)
yossarian 10 marca 2018 01:18 Odpowiedz
Tzn. nie widać?
firley7 10 marca 2018 09:16 Odpowiedz
Trzymam kciuki! :)
kozand63 10 marca 2018 09:54 Odpowiedz
Wszystkie zdjęcia są widoczne chyba że ktoś ma jakąś nietypową przeglądarkę internetową. Jakość ? Do ilustracji podróży i do oglądania na kompie czy smartfonie zupełnie wystarczy, to nie wystawa zdjęć podróżników :) Oglądałem to podejście do lądowania w Singapurze i taki był korytarz powietrzny bo wszystkie wcześniejsze i późniejsze samoloty tak podchodziły od strony Indonezji.Teraz, chwilowa zamiana środka lokomocji na prom ale bujać chyba też będzie :D Czekamy na info i zdjęcia z kolejnych etapów i trzymamy kciuki.
elwirka 10 marca 2018 10:04 Odpowiedz
Na karcie wjazdowej w kratce na nazwę hotelu wpisuj: TRANSFER. Unikniesz pytań;-)
yossarian 10 marca 2018 10:21 Odpowiedz
Dobrze motywujecie bo po powrocie do Singapuru od razu szukam wifi na terminalu Tanah Merah :DZdjęcia postaram się wrzucić później, jak kalkulator pozwoli.Najbliżej tego, żeby posypała się jakaś część trasy było dzisiaj gdy kierowca miejskiego autobusu nie zrozumiał, że chcę dojechać do Tanah Merrah Ferry Terminal, a nie stacji metra Tanah Merrah.Wpadam w ostatniej chwili i kupuję bilet Rt za 70 sgd. Wyjazd 11:10, powrót 14:30 czasu lokalnego (-1h w Indonezji).Regularna odprawa, bramki, kontrola. To wszystko i gęstniejący tłum przypomina bardziej azjatyckie miasto niż poukładanego Tygrysa regionu.Miejscowi nie wytrzymują morskich turbulencji. Statystycznie w jedną i drugą stronę ok. 30% pasażerów wysiadlaby gdyby mogla o wlasnych silach dostac sie do drzwi. Zaloga oswojona z sytuacja, sprawnie rozdaje niebieskie torebki. Nie, zdjęć nie będzie.Bintam to skrzyżowanie Hajnanu, Okinawy i czegoś pewnie jeszcze. Luksusowe ośrodki przyciągają zarówno Singapurczyków, którzy chętnie pojawiają tu się w weekendy jak i inne nacje, które przemierzają pół świata, żeby poczuć się wyjątkowo. Pod bramkami paszporty niemieckie, rosyjskie, szwajcarskie, amerykańskie. Takie wakacje w enklawie. Bo Indonezyjczycy zajmują się ich obsługą, sami mieszkając w trochę innej rzeczywistości.Resorty mnie nie interesują, tym bardziej że pogoda nie zapowiada się na stabilna. Dlatego zarzucam plecak i uprzejmie dziękując taksowkarzom za próby podwiezienia ide do pierwszej miejscowości. 30 stopni, wilgotność dużo powyżej 70 procent. Po drodze biegajace za mna dzieciaki z uniwersalnym w kazdej części swiata przeslaniem: Hallo i przebiegające przez droge Sama Pujasera to kilkadziesiąt niskich budynkow, dwa kantory, chińskie sklepy ze wszystkim. Ale w samym centrum miasteczka stoiska z jedzeniem. Znowu jest dobrze.Nasi goreng z kurczakiem bardziej klasyczny być nie może. Krótka wymiana zdań z miejscowymi i można wracać. Po drodze policjant nie dał się przekonać, że ja tak z plecakiem, i że pogoda ładna i że nie trzeba i podwozi mnie pod same drzwi terminalu.Wysiadam. Singapur nie wita deszczem więc w planach wieczornych Raffles, China Town i Marina Bay
handsome 10 marca 2018 10:32 Odpowiedz
motywacji , samodyscypliny i zdrowego kręgosłupa szczerze zazdroszczę :P :P :P
yossarian 10 marca 2018 10:42 Odpowiedz
@elwirka wpisuję, co nie znaczy, że unikam pytań :)@HandSome to w chłodzie tym, którym kiedyś też się chciało ;)
brunoj 10 marca 2018 11:55 Odpowiedz
Zapewne w „hołdzie” ale i tak szacun.
kozand63 10 marca 2018 13:17 Odpowiedz
Jak kolejna doba w drodze bez spania to w relacji "literówka" się trafi i zamiast "w hołdzie" wpisze się "w chłodzie". Może to jednak nie wina nieprzespanych godzin tylko tego "kalkulatora" Xiaomi który wpisuje wg swojego słownika.Proponuję w Szanghaju zmienić na inny "kalkulator" :-) bez czekania na przesyłkę z Aliexpress.
102470 10 marca 2018 17:02 Odpowiedz
Ja wszystkie fotki widzę, gratuluję przygody i czekam na relację z Island Hopper Day ;)
kozand63 10 marca 2018 17:14 Odpowiedz
Ja też widzę, jest ok. Czekamy na kolejne z Chin :)
abelincoln 10 marca 2018 17:45 Odpowiedz
<OT> Wygląda na to, że w niektórych przeglądarkach (np. Chrome) ze względów bezpieczeństwa nie są wyświetlane zdjęcia jeśli pobierane są one za pomocą nieszyfrowanego połączenia (http) przez szyfrowaną stronę (F4F jest w https). Inne przeglądarki (np. IE czy Edge) nie uważają tego za zagrożenie bezpieczeństwa i pokazują zdjęcia</OT>Fajnie że wszystko póki co idzie zgodnie z planem. Jak tam poziom zmęczenia siedzeniem? :)
don-bartoss 10 marca 2018 17:50 Odpowiedz
Wchodzę z Chrome i widzę zdjęcia.
yossarian 10 marca 2018 17:53 Odpowiedz
@abelincoln Dzięki za wyjaśnienie. Jeżeli chodzi o poziom zmęczenia to nie jest źle. Ale w sumie to dopiero 3/8 :)
brunoj 10 marca 2018 21:10 Odpowiedz
przypomina mi to w młodości "train hopper'a", 2.5 tygodnia po Europie, w nocy spanie w pociągach dalekobieżnych, a w dzień łażenie. Mam nadzieję że wziąłeś dodatkowe dwa dni urlopu na odespanie (albo masz wyrozumiałego szefa ;-)
yossarian 10 marca 2018 23:42 Odpowiedz
@BrunoJ Dokładnie tak, albo spanie na dworcach. Wracam w czwartek, do pracy dopiero w poniedziałek :)
joker1977 12 marca 2018 12:00 Odpowiedz
Dobrze Ci idzie. Aby tak dalej. :)
yossarian 12 marca 2018 14:54 Odpowiedz
Juz po IH, aktualnie w Honolulu. Bylo bosko :D Na bieżąco będę uzupełniał relacje ;)---Bramka D59, lot UA156 linii United Airlines na Guam. Samolot jest gotowy do przyjęcia Państwa na pokład.To bardzo ważna informacja. Spośród całej trasy, z mojego punktu widzenia, dla powodzenia RTW w tej formie, najważniejszy byl lot PVG-GUM bez opoznien. Gdyby tu się coś posypało to realizacja Island Hoppera nie byłaby możliwa. Pomiędzy lotem UA156 a UA155 zaledwie 2h na przesiadkę, i o ile na innych trasach byłem przygotowany na alternatywne rozwiązania, to tu nie bardzo (poza ewentualnym dwudniowym oczekiwaniem na Guam na następny lot).Pierwszą miłą niespodzianką jest obłożenie ma poziomie 60%. Niemiłą, że obok mnie siadają dwie rosłe mieszkanki wyspy. W akcie desperacji zmieniam miejsce w rzędzie z odsypiajacym powrotny lot oficerem a kubkami na napoje.Uf, dwie godziny snu jednym ciągiem. Czuję się rześki i zregenerowany. Lądujemy o 5:40 czasu miejscowego, 40mij przed planowaną godziną. Korzystając z kilkudziesięciu dodatkowych minut przechodzę kontrolę paszportowa i wychodzę przed lotnisko. Cieplo i wierznie. Znowu przyjemne +24. 12.03 i robi się jasno. Czas na dzisiejszy przegląd gate'ow czyli Island Hopper Day. Trukk,, Pohnpei, Kosrae, Kwajalein i Majuro, a po zmianie linii daty Honolulu.-----I oto jest. Wyczekiwany U155. Startujemy z 15 minutowym opóźnieniem w kończącej się guamskiej ulewie. Kapitan informuje, że planowany czas przelotu do naszego pierwszego celu Trukk to 1h i 29min. Dzięki temu opóźnienie bedzie minimalne. Znaczne opoznienie na tejtrasie oznacza czesto jej zmiane i opuszcznie jakiegoś segmentu. Dlatego kontrolnie pytam stewardessy czy moge opuścić samolot. Jasne, trzeba tylko zabrać cały bagaż i uważać na godzinę odlotu.
yossarian 13 marca 2018 07:06 Odpowiedz
Korzystając z 18h na Oahu do przenudzenia pierwszym porannym autobusem 19 z lotniska kieruje się w stronę centrum Honolulu. Przed 6 jestem zameldowany po lekkim zamieszaniu: ale jak to rezerwacja była od 11.03 i została skasowana. Hm, ale check out jest o 12. Przez te 6 godzin mam czas na doładowanie (dosłownie) baterii, prysznic i zaplanowanie przez wifi dzisiejszego dnia. Hotele najczęściej służą do czegoś innego ale podczas tego wyjazdu jakoś nie udaje mi sie skorzystac z tej podstawowej funkcji. Przed 10 oddaje klucz do pokoju ze świeżą pościelą i wychodzę.Ponieważ hotelowe tosty nie pomagaja w regeneracji decyduje się na kalua burger w barze obok Waikiki Beach Hostel. 7 USD za mocno przeciętna bułkę przypominająca tę z sieciowej restauracji pod złotymi lukami i ledwo rozmrożony pulled pork. Trudno. Będę dążył do znalezienia ideału.Potem rzut oka na 'kultowo-legendarno-epickie (jak Rydwany Ognia)' miejsce, tj. Waikiki Beach, przy której część hoteli pamięta czasy świetności Elvisa Presleya i można ruszać dalej. Autobus 22 zabiera mnie i pięćdziesięcioro Chińczyków na plażę Hanauma. Kolejne 'must see'. Widząc kolejkę do kasy (wstęp na plażę płatny 7,5 USD) zastanawiam się co poszło tutaj nie tak. Może to wina typowo surferskiej pogody albo poczucie najważniejszej części podróży zna mną. By pomóc odbudować morale kolejny wybór pada na Makapuu. Klify, wieloryby (bo sezon), widok na plażę i duzo mniej przypadkowych osób. Na przystanku zaczepia mnie Stephan. Surfer, snowboarder, paraglajdziarz (?) i pilot wycieczek z Montrealu. Proponuje dojście do latarni ścieżką. Doskonały wybór. Po drodze trzy pory roku ale dwukilometrowa ścieżka z gatunku asfaltowych, raczej dla niewymagających. A potem powrót do Honolulu autobusem 57 przez środek wyspy już tylko z miejscowymi.Ostatni rzut oka na Waikiki i znowu pod bramkami. 10 do SFO, UA396. Miejsce 3L przy oknie :)
kozand63 13 marca 2018 09:31 Odpowiedz
Tak to można latać dookoła świata :D
cart 13 marca 2018 09:36 Odpowiedz
Fajnie się przelecieć Island Hopperem, ale jeszcze lepiej było zostać na każdej z wysp ;-). Przymierzałem się na zeszły rok, ale poleciałem na Guam, Saipan i Yap. Hoppera zostawiam na nastepny raz, tym bardziej, że można polatać nim za krajową stawkę mil United.
hubson 13 marca 2018 12:58 Odpowiedz
Widzę, że lecieliśmy tym samym Wizzairem do Dubaju :)
yossarian 14 marca 2018 04:32 Odpowiedz
Seattle. Podoba mi się tu. Pogoda wzięła przykład z San Francisco ale coś mnie tutaj fascynuje i znowu podnosi poziom endorfin. Bezsenność w Seattle nabiera tutaj innego znaczenia w kontekście ostatnich 6 dni.Okolice Pike Street komercyjna ale dalej graffiti, alternatywa. Małe sklepy z winylami, bary z kraftowym piwem. Czuc atmosferę ważnego miejsca na kulturowej mapie Ameryki. Lokalizacja do chłonięcia tego miejsca z mojego pierwszego, oficjalnego, pełnowymiarowego noclegu czyli Green Tortoise Hostel jest pod tym względem nie do przebicia.Wczesniej po dotarciu z lotniska linia Link Light (3 USD) kieruje się ze stacji University Street w kierunku Space Needle. W końcu musi tu gdzieś być. Wyobrażenie o nim mam takie, że ten najbardziej charakterystyczny obiekt miasta widać z każdej jego części. Błąd. Kierując się na północ 1st street dopiero po ok. 15-20 min pojawia sie. Jest. Hmm. No jest. Zastanawiam się jakie mieszkańcy mają opinie o swoim symbolu. Słowa 'majacy już swoje lata' jest dla mnie mocno eufymistyczne.Nie szkodzi. W okolicy Space Needle mam i tak swoja 'bucket list'. Idąc śladami @tom971 nie uda mi się zobaczyć żadnego meczu NBA więc tylko podchodzę pod Key Arena czyli hale gdzie rozgrywala do 2008 r. swoje mecze drużyna Seattle SuperSonics. W hołdzie (tym razem nie chłonąc) m.in. Garremu Patronowi, Shawnowi Kempowi I i Detlefowi Schrepfowi spędzam chwilę przypominając sobie finały z Chicago Bulls w 1996.Wieczorny check in w hostelu, regeneracyjny prysznic i... jeszcze jest coś do zrobienia w bezsennym Seattle.
ibartek 14 marca 2018 08:58 Odpowiedz
Smells like teen spirit? ;)
kozand63 15 marca 2018 23:32 Odpowiedz
Wielki szacunek za przygotowanie tej trasy z precyzją szwajcarskiego zegarka :). Poza tym miałeś olbrzymie szczęście, że tak napięty grafik został zrealizowany bez problemów tym bardziej, że częste są przypadki z opóźnienieniami lub odwołaniami niektórych lotów z powodów atmosferycznych. A tak dla formalności to pętla RTW była by całkowicie zamknięta po dodaniu jeszcze jednego lotu z Warszawy do Katowic ale to już takie czepianie się drobiazgów. :D Mam nadzieję, że kolejne trasy będą równie ciekawe a sprawozdania z nich będą nie mniej interesujące !
firley7 16 marca 2018 00:37 Odpowiedz
@Yossarian, 8 dni dookoła świata to był sprint. Emocjonujący.Szacun.Gratulacje za bezproblemowy start i szczęśliwy finisz.Co przeżyłeś jest Twoje, co zobaczyłeś, obserwowaliśmy na żywo.Teraz Ci życzę... spokojnego odpoczynku :)
adamkru 16 marca 2018 08:41 Odpowiedz
Gratulacje @Yossarian!Dawno już nie czytałem tak fajnej relacji. Szczerze mówiąc to czekałem na kolejny odcinek z niecierpliwością. Jak na jakiś dobry serial:-)Cieszę się, że dotarłeś cały i zdrowy na metę. Dziękuję Ci za inspirację tym bardziej, że moja podróż RT "na koniec świata" właśnie się składa na jesień:-)
zzeke 16 marca 2018 09:30 Odpowiedz
Dziękuję za relację,gratuluję i zazdraszczam ! Dzięki tego typu relacjom jestem coraz bliżej podobnie szalonej imprezy:-)
brzemia 16 marca 2018 09:31 Odpowiedz
Za chwile bedzie wstyd nie miec RTW. Podnosicie poprzeczke ;)Wysłane z taptaka.
igore 16 marca 2018 09:33 Odpowiedz
Ja się z kolei upewniam, że takie tempo "zwiedzania" nie dla mnie. Relacja natomiast bardzo ciekawa, taka na luzie. ;)
yossarian 16 marca 2018 09:44 Odpowiedz
Dzięki za dobre słowa. Aż mam ochotę pisać relację na żywo z przejazdu Pendolino na trasie Warszawa Centralna-Wrocław Główny :P@igore za dużo, za szybko? ;)
jasiub 16 marca 2018 10:25 Odpowiedz
Ja też przyłączam się do gratulacji. Super relacja, do tego live. I podobnie jak @igore utwierdziła mnie w przekonaniu, że takie RTW nie jest dla mnie. Za wygodny już jestem :)
handsome 16 marca 2018 10:26 Odpowiedz
Jak znam ,,życie" to pewnie w głowie już jest kolejny plan? :lol: :lol: :lol:
ewka888 27 marca 2018 12:50 Odpowiedz
Zawsze fascynują mnie relacje RTW live. Podziwiam, podziwiam, podziwiam. BTW, kilka takich "wycieczek" ;) i braknie wolnych stron w paszporcie :)
rafipodroznik 27 marca 2018 13:27 Odpowiedz
Przelot PVG - SEA razem z Island Hooperem kosztował zaledwie 1230 PLN? Na ile wcześniej udało Ci się zakupić taki bilet?
yossarian 27 marca 2018 21:11 Odpowiedz
@RafiPodróżnik Bilet w wariancie PVG-GUM-HNL-SEA kupowany na stronie United (OTA nie widziały tego połączenia) na ok. 3,5 miesiące przed podróżą. W tej cenie (która wraca co jakiś czas) było dostępnych kilka terminów lutowo-marcowych.
peta 27 marca 2018 21:35 Odpowiedz
Gratuluje RTW ;)8 dni, dookoła świata w cenie wyjazdu na Islandię ;)Przyjemnie się czytało i szkoda, że tak szybko się skończyło. Jakie plany na kolejną podróż? Co po takim RTW?
grzegorz84 27 marca 2018 21:44 Odpowiedz
Dziękuję, podziwiam i zazdroszczę!
kozand63 29 marca 2018 18:48 Odpowiedz
Szkoda, że skończyła się ta podróż. Dobrze się śledziło i trzymało kciuki za udane kółko dookoła świata. Czytało się prawie jak Julisza Verne "W 80 dni dookoła świata" :D . Tamci bohaterowie też nie wierzyli, że Panu Fogg uda się taka podróż a Ty Yossarian udowodniłeś, że prawie 150 lat później uda się taka wyprawa 10 razy szybciej. No cóż, nie te czasy i nie te środki lokomocji ale dyscyplina podróży, właściwe dobranie trasy i odrobina szczęścia zrobiły swoje.Wielki podziw !Może jeszcze kiedyś znajdzie się na tym forum nowa, jeszcze bardziej ciekawa i intrygująca wyprawa. Mam nadzieję.
yossarian 29 marca 2018 19:18 Odpowiedz
@grzegorz84 @kozand63 Bardzo dziękuję@peta Dziękuję, bardzo dziwne uczucie ale aktualnie nie mam jeszcze kupionych żadnych biletów a co za tym idzie planów na następny wyjazd@walerek To zupełnie inna kategoria, której nie dorastam do pięt ;)
walerek 29 marca 2018 19:23 Odpowiedz
@Yossarian To była podpowiedź dla @kozand63.Twoja relacja była inna bo na innej trasie ale również interesująca i ciekawa
poolek 28 lutego 2019 13:17 Odpowiedz
Fajna relacja! I dzięki niej dowiedziałem się, że Island Hoppera można zrobić także w kierunku wschodnim, tj. z Guam/Azji do HNL/USA. Do tej pory byłem przekonany, że tylko UA154 z HNL do Guam leci przez wszystkie Wyspy Marshalla. Ten UA155 to lata od niedawna, czy zawsze takie połączenie powrotne było? No i sprawdziłem sobie cenę przelotu UA155 za mile w M&M i wchodzi bardzo fajna stawka za 20 tys mil + ok. 700 PLN dopłat. Chociaż przy cenie, którą zapłaciłeś za lot łączony z PVG do SEA, to jednak bardziej sie opłaca kupić taką kombinację za "pełną" cenę.
cart 19 marca 2019 20:27 Odpowiedz
Można w obie. Lepiej lecieć na zachód bo można zaliczyć wyspy w dzień.Najlepiej to latać tam za mile United, bo jest stawka 12500 mil i kilka dolców dopłat :)
wilczagorka 19 marca 2019 21:20 Odpowiedz
UA155 wylatuje z Guam o 8:20 rano wiec też się zalicza wyspy za dnia lecąc za wschódja kupiłem lot GUM-PNI za mile Aegean i wyszło dopłat kilka EURcała trasa GUM-HNL to 40tys mil Aegean i niecałe 9 EUR dopłat
cart 19 marca 2019 21:38 Odpowiedz
no ale na MAJ jesteś 6:46pm, więc już ciemnawo.Za mile United widzę teraz za 27.5k mil i 16$ dopłat. A GUM-MAJ tylko 12.5k.